Klient Doświadczalny

Klient Doświadczalny
Klient Doświadczalny

poniedziałek, 20 listopada 2017

Customer Experience - historia pewnej rekrutacji



Wpis oparty na prawdziwych wydarzeniach.
Kilka tygodni temu kontaktuje się ze mną firma headhunterska:
- Panie Marcinie, znaleźliśmy coś idealnego dla Pana! Firma z branży energetycznej szuka szefa Marketingu i Customer Experience.
Mailujemy, dzwonimy i okazuje się, że to nowa funkcja w strukturze, że szukają już kilka miesięcy, ale jakoś bez efektu, a ja teraz jestem dostępny, odpowiadam profilowi poszukiwań, a czas klientowi ucieka itp.
Otrzymuję profesjonalny dokument opisujący cały proces rekrutacyjny z podstawowymi informacjami o pracodawcy, stanowisku i kwestiach formalno-operacyjnych. Spotykam się z rekruterką i podczas prawie dwugodzinnej, miłej rozmowy dowiaduję się więcej o kliencie i jego oczekiwaniach, o skandynawskiej kulturze korporacyjnej, przejrzystej strukturze i jasnych wymaganiach, o stawianych celach i sposobach ich oceny.
Rysuje się obraz prawie idealny: jest firma, która traktuje Customer Experience nie jako fanaberię, ale istotną część biznesu i kluczową rolę w marketingu, a to nie jest na polskim rynku częsta perspektywa. Do tego w samej organizacji obszar ten znajduję się w jednym pionie ze sprzedażą i obsługą klienta, a więc jest szansa na działanie bez silosów i wspólne cele. A cel jest pięknie zdefiniowany jako pełne wykorzystanie praktyk CX do kreowania marki, produktów, wsparcie sprzedaży i obsługi klienta. Do tego szef Mktg&CX musi łączyć w sobie charakter liderski i ekspercki wdrażając w organizacji strategię customer experience. Brzmi nieźle?
Komunikat po rozmowie: jest bardzo dobrze, działania się intensyfikują, klient czeka, jeszcze tylko testy psychometryczne, a następnie spotkanie z Zarządem i finalna decyzja. Testy zrobione, już w interpretacji, pozostaje tylko ustalić daty. Mija kilka dni. I jeszcze kilka. Hmm, może jednak coś w tych testach poszło nie tak? Nie pierwszy raz jestem sprawdzany w ten sposób, ale może z wiekiem dostrzeżono we mnie profil Franka Underwooda albo inne nieuświadomione "predyspozycje"?
Wreszcie kontaktuję się ze mną firma headhunterska:
- Panie Marcinie, sami nie wiemy jak to powiedzieć, ale...
- Proszę śmiało, wybraliście innego kandydata, zdarza się. Proszę tylko o feedback czego mi zabrakło, co poszło nie tak, to zawsze cenna lekcja...
- Panie Marcinie, jest jeszcze inaczej. Po kilku miesiącach procesu klient nie wybrał żadnego kandydata z zewnątrz, ale zdecydował się, że to stanowisko powierzy osobie wracającej do firmy po dłuższej nieobecności.
I tak skończyła się ta historia. A morał?
Morał #1: kolejny raz zwyciężyła filozofia: "jakoś to będzie, damy radę sami, kogoś się przyuczy, a do tego nie trzeba nowemu tłumaczyć co i jak - same korzyści"
Morał #2: moje doświadczenie klienta - bezcenne:)